Czy naprawdę ten, kto kocha mniej, ma więcej władzy?
Patrząc na współczesne relacje, mogłoby się wydawać, że tak. Ale kto powiedział, że współczesne relacje są zdrowe…
Nie da się ukryć, że to dysfunkcyjne podejście na dobre zadomowiło się w świecie związków międzyludzkich. Problem jest tylko taki, że stosując to rozwiązanie, tak naprawdę próbujemy wyjąć drzazgę przy pomocy tasaka. Doznajemy więcej krzywdy niż korzyści.
Podstawowym argumentem, żeby w miłości nie dać całego siebie jest strach przed odrzuceniem i brakiem miłości. Być może zostaliśmy kiedyś zranieni i teraz nie chcemy ponownie na to pozwolić. Dochodzimy więc do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie budowa muru, który uchroni nas przed niebezpieczeństwem bycia odrzuconym, a co za tym idzie, zranionym. Nie widzimy tylko dwóch negatywnych konsekwencji naszych poczynań:
- Nasze relacje są płytkie. Jeśli nie chcemy się przed kimś otworzyć, to nie możemy być z kimś blisko, a to jest podstawa stworzenia miłosnej relacji. Z czasem związek staje się wydmuszką, która w żaden sposób nie zaspokaja nam zapotrzebowania na intymność.
- Partner staje się wrogiem. Jeśli ktoś ma nad nami władzę, a nam to nie pasuje, to z czasem ten ktoś zacznie nas irytować. Jego moc pochodzi z naszej niemocy i zapominamy, że to my sami oddaliśmy panowanie nad nami drugiej osobie.
Kiedy się zakochujemy, drugi człowiek staje się dla nas źródłem obfitości. Niestety, zapominamy, że w nas samych również takie źródło się znajduje. Zapominamy, że miłość własna, akceptacja samego siebie, aprobata siebie nigdy nie zostanie znaleziona poza nami samymi. Szukamy czegoś wewnętrznego w świecie zewnętrznym. Nie można się więc dziwić, że kiedy w końcu ktoś nas pokocha, zaczynamy się go kurczowo trzymać, bo tylko tak możemy poczuć, że jesteśmy warci miłości. Z czasem jednak uczymy się, że takie osaczenie drugiej osoby nie zdaje egzaminu…zaczynamy udawać, że nam nie zależy.
Rozwiązaniem nie jest więc udawanie niewzruszenia na miłość. Rozwiązaniem nie jest udawanie oziębłości. Jedyną możliwą drogą, by nie walczyć z nikim w związku o miłość jest pokochanie się samemu (tutaj więcej). Wtedy w relacje wchodzimy z punktu widzenia obfitości, a nie braków i pustki. Przestajemy być tak zależni od drugiego człowieka, dajemy mu więcej swobody, on zaczyna widzieć naszą wartość, przez co jeszcze bardziej ciągnie w naszą stronę. On kocha siebie i nas, tak jak my kochamy siebie i Go.